Prototyp cichego i niewidzialnego dla detektorów podczerwieni drona napędzanego wodorem powstał dzięki pracom badaczy z Akademii Górniczo-Hutniczej, a także Politechniki Rzeszowskiej. Taki samolot mógłby znaleźć zastosowanie np. w wojsku i policji
Bezzałogowy aparat latający, który powstał w ramach polskiego projektu
badawczo-rozwojowego "Napędy małej mocy do zasilania bezzałogowych
aparatów latających" miał zapotrzebowanie na moc ok. 300 W. Przygotowano
już prototyp urządzenia i odbyły się jego loty testowe.
Jak mówi w rozmowie z PAP uczestnik projektu, dr hab. Piotr Tomczyk z
Wydziału Energetyki i Paliw AGH, za projekt napędu odpowiadała AGH, za
projekt drona - Wydział Budowy Maszyn i Lotnictwa Politechniki
Rzeszowskiej, a za konstrukcję samolotu - Lotnicze Zakłady
Produkcyjno-Naprawcze "Aero-Kros” w Krośnie. Koordynatorem projektu był
Instytut Energetyki "Oddział Ceramiki Cerel" w Boguchwale.
Konstruktorzy zainteresowali się ogniwami
paliwowymi, które napędzałyby drona, zamiast głośnych silników spalinowych, które dodatkowo wydzielają dużo ciepła, przez co maszynę można namierzyć dzięki detektorom podczerwieni.
Jak wyjaśnił Piotr Tomczyk do ogniw paliwowych - podobnie
jak do silnika spalinowego - też trzeba dostarczać paliwa, ale w tym wypadku nie jest nim benzyna, lecz wodór. I mimo, że jak zaznaczył koszt stosowania wodoru jest
porównywalny z ceną benzyny, to takie ogniwo paliwowe byłoby też ok. pięć
razy lżejsze niż akumulator, który zapewniłby podobny zasięg lotu. Dzięki takiemu napędowi dron jest o wiele cichszy (choć ciągle słychać
pracę śmigła) i nie wydziela tyle ciepła co silnik spalinowy.
Rozmówca
PAP opowiada, że ogniwo paliwowe pracuje w zakresie temperatur 60-80 st. C., a jeśli znajduje się w osłonie,
będzie niemal niezauważalne dla kamer na podczerwień. "To ogromne zalety
naszego drona. W nocy takiego samolotu nie widać, ani prawie nie
słychać - jest więc niemal nie do wykrycia" - zaznacza dr hab. P.
Tomczyk. Dodaje, że samolot nie wydziela też szkodliwych dla środowiska
spalin, ani nawet nadmiarowego ciepła – w gazach wylotowych znajduje się
wyłącznie para wodna
Dr hab. Tomczyk wyjaśnia, że litrowa butla wodoru pozwala na ok. pół
godziny lotu drona. Aby zwiększyć zasięg maszyny, w ogniwie paliwowym
zamiast sprężonego wodoru można wykorzystywać tzw. chemiczne źródło
wodoru - wtedy wodór wytwarzany jest w trakcie lotu, podczas reakcji
chemicznej. Dzięki takiemu rozwiązaniu, wyposażony w pojemnik o podobnej
objętości i wadze dron mógłby latać bez przerwy znacznie dłużej - nawet
dwie godziny.
"Teraz rynek bardzo otwiera się na drony" - komentuje badacz z AGH.
Przyznaje, że urządzenia takie posłużyć mogą nie tylko wojsku, ale i
policji. Pomóc mógłby np. w kontroli zgromadzeń i natężenia ruchu
drogowego. Bezzałogowe samoloty mogłyby też służyć do sprawdzania
bezpieczeństwa sieci energetycznych czy lasów.
Projekt realizowany był w latach 2010-2013 dzięki środkom z Narodowego
Centrum Badań i Rozwoju. Dr hab. Tomczyk przyznaje, że na razie polskie
drony na wodór nie trafią do masowej produkcji – chociaż prototyp
potwierdził zalety takiego napędu, konieczne są dalsze prace nad ich
udoskonaleniem i wyposażeniem drona. Badacze uczestniczą jednak w
kolejnych projektach i nie ukrywają, że ich badaniami interesuje zakład lotniczy w Mielcu.
Źródło: naukawpolsce.pap.pl
Komentarze
Prześlij komentarz