Znaczenie jednostek bywa
przeceniane, ważniejsze są zespoły. I tak np. w zdrowiu publicznym
ważniejsze jest "my" niż "ja" – przekonuje
światowej sławy amerykański psycholog społeczny prof. Philip Zimbardo, związany z Uniwersytetu Stanforda
"Kiedy próbujemy
zrozumieć ludzkie zachowanie, skupiamy się na jednostkach. A ludzie
nigdy nie są sami. Zawsze zanurzeni są w otoczeniu społecznym"
- podkreśla Zimbardo. Psycholog zaznaczył, że jednostka niemal zawsze ma
jakichś odbiorców, publiczność, przed którą odgrywa rolę.
Zachowania wyznaczane są więc przez zasady i normy społeczne.
Zdaniem naukowca postrzeganie jednostki oderwanej od społeczeństwa
może dać fałszywy obraz sytuacji.
Według niego kiedy
dzieje się coś strasznego, zadajemy sobie pytanie kto jest winny,
kto zrobił coś złego. "A to są złe pytania. Powinniśmy
raczej pytać, jaka sytuacja sprawiła, że ci ludzie się zachowali
w dany sposób. Kto sprowokował sytuację, która zepsuła tych
ludzi i kto doprowadził do sytuacji, w której ci ludzie działali?"
- powiedział.
Philip Zimbardo przyznał, że warto
zmienić podejście - skupić się na sytuacji społecznej i
strukturach społecznych, które doprowadziły do powstania danych
okoliczności. Zaznaczył, że aby zapobiec podobnym sytuacjom w
przyszłości, czasem trzeba zmienić system, w którym zanurzeni są
pojedynczy ludzie.
Psycholog nawiązał do
problemów zdrowia publicznego. Jego zdaniem w tej sferze życia
powinno chodzić bardziej o "my" niż o "ja". "Bo
wspólnie mamy niezwykłą moc społeczną. Znaczenie jednostek bywa
przeceniane. Ważniejsze jest znaczenie jednostek połączonych w
zespoły" - powiedział.
Prof. Zimbardo powołał
się na dane z Ministerstwa Edukacji Narodowej, z których wynika, że
w Polsce codziennie samobójstwo popełnia jedno dziecko. "To
nie jest problem indywidualny, ale społeczny" - podkreślił.
Przyznał, że warto zastanowić się, jak zminimalizować ryzyko
takich samobójstw i jak powinna wyglądać prewencja.
Prof. Zimbardo sławę
zyskał przede wszystkim dzięki eksperymentowi, który w 1971 roku
przeprowadził na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Stanforda.
Stanfordzki eksperyment więzienny polegał na zamknięciu 24
zdrowych psychicznie ochotników. Podzielono ich losowo na dwie
grupy: więźniów i strażników. Eksperyment miał pokazać, jaki
wpływ ma sytuacja społeczna na zachowanie jednostki. Uczestnicy
eksperymentu zaczęli wcielać się w przypisane im role. Strażnicy
zaczęli postępować brutalnie i sadystycznie w stosunku do
więźniów, pojawiły się zachowania patologiczne, aż sytuacja
zaczęła wymykać się spod kontroli. Badacze byli zmuszeni przerwać
eksperyment.
Źródło:
naukawpolsce.pap.pl
Komentarze
Prześlij komentarz