Małżeństwa z długim stażem upodobniają się do siebie nawet fizycznie. Noworodki zaczynają kopiować zachowania innych już w pierwszym dniu życia. U naśladującej nas ekspedientki wydamy więcej pieniędzy. Społeczny kameleon, naśladujący zachowania innych, tkwi w każdym z nas - mówi PAP psycholog społeczny, dr Wojciech Kulesza
Fascynujące badanie i jeden z najpiękniejszych eksperymentów w psychologii społecznej przeprowadził pod koniec lat 80. XX wieku amerykański psycholog, polskiego pochodzenia - Robert Zajonc. Swoim badanym pokazywał zdjęcia paszportowe par. Uczestnicy badania mieli zgadnąć: która kobieta jest w związku, z którym mężczyzną. Ankietowani trafiali niemal bezbłędnie.
Zajonc, przeprowadzając swój eksperyment, dowodził, że pary, które przeżyły ze sobą wiele lat, upodobniają się do siebie tak bardzo, że podobne stają się rysy ich twarzy. "Jeśli moja żona bardzo często się śmieje, to ja też zaczynam się często śmiać razem z nią. Kiedy z kolei całe życie jestem wściekły, smutny czy wyprany z emocji, to odbija się to na mojej twarzy, ale na twarzy mojego współmałżonka również" - wyjaśnia PAP psycholog społeczny dr Wojciech Kulesza z Uniwersytetu SWPS.
Jednak, aby zacząć naturalnie upodabniać się np. do naszego rozmówcy, nie trzeba wiele czasu. Najnowsze badania pokazują, że noworodki potrzebują maksymalnie do dwudziestu godzin, aby zacząć naśladować płacz innego noworodka. Potem - w miarę rozwoju - nawet kilkumiesięczne dzieci wolą mieć interakcję z osobami, które je naśladują.
Osoby dorosłe zaczynają przejmować np. gesty czy sposób mówienia interlokutora właściwie od razu. "Naśladujemy wszystko, co się da i mamy to wdrukowane w nasze geny. Naśladujemy przekaz niewerbalny, sposób mówienia, mimikę twarzy, sposób chodzenia, styl emocjonalny. W sposób naturalny robi to właściwie każdy z nas. Upośledzoną zdolność do naśladownictwa mogą mieć osoby z autyzmem" - tłumaczy dr Kulesza.
Po co nam taka umiejętność? Zwierzęta - poprzez mimikrę - upodabniają się do otoczenia, aby nie zginąć czy skutecznie zapolować. Za to ludzie naśladują innych, aby harmonijnie z nimi żyć. "Uważa się, że efekt kameleona tworzy spoiwo społeczne. To zachowanie, które pozwala nam tworzyć i podtrzymać satysfakcjonujące relacje z innymi ludźmi" - dodaje rozmówca PAP.
Naśladownictwo przynosi nam sporo wymiernych korzyści. Naśladujące dziecko zyskuje uwagę rodzica, a i w dorosłym życiu zysków dla naśladowcy jest bardzo dużo. Jest lubiany, ufa się mu bardziej, łatwiej zdobywa intymne informacje na temat innych. Negocjatorzy, którym łatwiej przychodzi naśladowanie drugiej strony, łatwiej uzyskują kompromis. Również w życiu społecznym i towarzyskim osoba umiejętnie naśladująca innych może liczyć na większe sukcesy. Takie osoby uważane są za piękniejsze i cieszą się większym powodzeniem na "speed datingu”, czyli szybkich randkach, częściej też otrzymują pomoc.
Jednak naśladownictwo może się wiązać także z kosztami, bo to, co dla jednych jest korzyścią, dla innych może oznaczać stratę. Naturalną ludzką tendencję do naśladowania i lubienia osób, podobnych do nas, dość często wykorzystuje się w handlu. "Prowadzone przez nas badania pokazały, że nawet kilkusekundowe naśladowanie sposobu mówienia klienta, może prowadzić do niezłych zysków. W sklepie z kosmetykami zbadaliśmy, że kobiety zostawiały kilka razy więcej pieniędzy, gdy obsługiwała je ekspedientka naśladująca ich zachowanie. Ta tendencja bywa wykorzystywana też w akcjach charytatywnych: ludzie, którzy są naśladowani wrzucają znacznie więcej pieniędzy do puszki" - opisuje dr Wojciech Kulesza.
Jeszcze nikt nie analizował bezpośredniego wpływu naśladownictwa na skuteczność polityków, ale są eksperymenty pokazujące ten wpływ pośrednio. W jednym z eksperymentów badanych poproszono, aby spacerowali wokół kampusu dostosowując krok do kroku grupy, albo aby szli tak, jak chcieli. Ci, którzy musieli dostosować krok, zaczynali bardziej interesować się grupą, ale jednocześnie zgadzali się na nieetyczne prośby, aby np. skrzywdzić inne osoby. "W polityce tę tendencję widzimy bardzo często np. kiedy ludzie są proszeni, aby rytmicznie maszerowali, albo wymachiwali flagami" - wyjaśnia rozmówca PAP.
Jego zdaniem rozwijanie w sobie takich umiejętności naśladownictwa jest możliwe, ale jednocześnie bardzo trudne, bo to czynność absolutnie naturalna. "Jeżeli świadomie zaczynamy robić coś, co powinno być automatyczne i nieświadome, to zazwyczaj słabo nam idzie. Jeżeli człowiek świadomie zaczyna kogoś naśladować, to w równolegle realizowanych zadaniach zaczyna popełniać błędy. To trochę jak z nauką jazdy samochodem. Ten, kto jeździ po raz pierwszy czy drugi jeździ, ale marnie. Nie można z nim za bardzo pogadać, nie może słuchać muzyki. Tak samo jest z wytrenowaniem naśladownictwa" - zaznacza dr Kulesza.
Komentarze
Prześlij komentarz